Śnieżny puch wcale nie jest taki zły. Zwłaszcza, że spadł dopiero w połowie stycznia, gdy dni robią się dłuższe i nie jest jeszcze zbyt mocno przybrudzony, rozświetlając krajobraz na dworze.
Niesamowite dla mnie jest to, że Każdy płatek śniegu jest niepowtarzalny, mając inny kształt, bo Bóg tak to cudownie stworzył.
Spacery z dziećmi podczas śnieżnej pogody mają tę zaletę, że bez skrępowania można kłaść się na śniegu i robić śnieżne aniołki, bo co najwyżej jakiś przechodzień pomyśli sobie, że ma do czynienia z jakąś tam "sfiksowaną" matką ;) można bezkarnie pozjeżdżać sobie na sankach lub tzw. jabłku - ktore okazuje się przydatne, gdy trzeba wybrać się na spacer mając pociechę w wózku i wówczas jednoczesne pchanie wózka i ciągnięcie sanki jest raczej wyczynem dla heroin ;)
Ze starszakami można urządzić sobie bitwę na śnieżki. Pamiętam, jaką zabawę mieliśmy, jak kilka lat temu walczyliśmy prawie do upadłego rodzinnie chłopaki kontra dziewczyny... Bitwa była zacięta... Nie pamiętam kto wygrał, ale bawiliśmy się wyśmienicie! Trzeba będzie ten wyczyn przy okazji powtórzyć :)
A tymczasem, śnieżne zabawy odkładam w kąt do czasu, gdy młodej przejdzie temperatura i będzie można wrócić do normalności... Może wówczas, będę mogła też więcej czasu poświęcić na pisanie bloga ;)
A Maciek nie podpowiedział Ci, jak fantastycznie biega się po śniegu? Nic, że grzęźniesz co parę centymetrów w tym puchu; nic, że jest z reguły zimno i zazwyczaj wieje. Jest rześko, jest lekko, i trening jest zdecydowanie wydajniejszy. Wracam zmęczona, jak nigdy i muszę łapać endorfiny w ręce, bo się ze mnie ze szczęścia wylewają :)
OdpowiedzUsuń