sobota, 28 czerwca 2014

Sezon na truskawki

Mamy początek lata i sezon na truskawki w pełni, a właściwie zbliża się do końca niestety... ostatnio pogoda i okoliczności (z uwagi na przeziębienie) nie sprzyjają, by rozkoszować się nimi, ale u nas i tak pachnie truskawkami. Dziś zaprawiłam słoiki z pyszną konfiturą truskawkową. Jesienią lub zimą z przyjemnością po nią sięgniemy, dzięki czemu przywołamy na chwilę zapach lata. 
Truskawki nieodłącznie kojarzą mi się z latem, wakacjami, słońcem i jeziorem. Co roku tęsknię za ogródkiem, który  w dzieciństwie uprawiały moja mama z babcią. Posadziły na nim również rzędy truskawek, którym żadne obecne truskawki nie dorównują smakiem. Dziś brakuje mi tych soczystych, słodkich, mocno czerwonych, małych i dużych truskawek, zebranych prosto z krzaczka (lubiłam nawet te mało dojrzałe, lekko żółte zjadać). Szkoda, że ogródka nikt już nie uprawia, a tu w mieście możemy o nim zapomnieć. Śmiem twierdzić, że takich odmian już nie ma...szkoda.

Pamiętam, jak jednego roku truskawki, wówczas ku nieszczęściu mojemu i mojego rodzeństwa, obrodziły.. Oj, jak nie lubiliśmy wtedy chodzić na ogródek, by je zbierać, a było to naszym obowiązkiem. Osobiście wolałam pędzić nad jezioro i kąpać się w jego zielonej tafli, a nie zrywać truskawki, które mama sprzedawała do małej kawiarenki w MOKu, gdzie były podawane z pysznymi deserami lodowymi. Dziś tęsknię za tamtymi czasy, co widać po moim sentymentalnym wpisie ;).  Pomyśleć, że w każdej chwili miałam ogród i jezioro w zasięgu roweru lub nóg.
Rano, w południe i pod wieczór czułam się jak ryba w wodzie...Do dziś mój ideał wakacji w upalne lato, to te spędzone na jeziorem.

Ale jak się nie ma co się, lubi to się lubi, co się ma... Mam na szczęście truskawki na pobliskim targu. Kupując je kieruję się moim nosem... Jak mi ładnie pachnie, biorę... I jeszcze się nie zawiodłam. Staram się też nie rzucać na pierwsze truskawki w sezonie. Wolę cierpliwie poczekać, aż zaczną roztaczać wokół upojną woń lata...

Jak wiecie, zdarza się czasem, że kupię za dużo truskawek i zostaje mi ich trochę. Wówczas wrzucam je do blendera z maślanką lub jogurtem przygotowując z nich pyszny koktajl, którego nie potrzeba dosładzać. W ostatnich dniach zagościło u nas również  smaczne ciasto maślankowe (przywiezione z zielonej szkoły przez mojego bratanka - przepis), które idealnie pasuje z truskawkami :).

Póki co, z utęsknieniem czekam na wyjazd z miasta. Marzę, by wskoczyć do jeziora i płynąć, płynąć i płynąć, pokonując swoje zmęczenie i podziwiając brzeg porośnięty szuwarami, mijając kwitnące nenufary (przywodzące na myśl pamiętną scenę z filmu Noce i dnie). Wsłuchując się w śpiew ptaków, zamieszkujących pobliski las i dając się ponieść jeziornej ciszy... tsss....już niedługo:)


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Pietruszkowo-bazyliowe pesto

Spoglądając dziś na moją bazylię hodowaną w doniczce, postanowiłam, że czas ją nieco przyciąć. A ponieważ w lodówce znalazłam mały pęczek młodej pietruszki, zainspirowana, przez znajomą, która dość sporo ostatnio w kuchni pietruszki stosuje, zachciało mi się zrobić do kanapek pesto pietruszkowo-bazyliowe. Idealne dla mnie w tym czasie, bo małe przeziębienie się przyplątało. Pietruszka bogata przecież jest w witaminę C, a gdy dodamy do tego jeszcze czosnek... cóż, sami wiecie;)

Przepis jest prosty, a pesto w tym zestawie smaczne:)

Potrzebne będą:

- mały pęczek natki pietruszki
- mały pęczek bazylii
- 1 ząbek czosnku
- garść ziaren słonecznika, sezamu i siemienia lnianego, podprażonych wcześniej na patelni
- oliwa (ile blender potrzebuje - ok. 1/3 szklanki)
- 1/4 kostki tłustego białego sera 

Wszystkie składniki dokładnie zmiksowałam na jednolitą pastę. Zajadam z tym na co, mam ochotę ;)

Na zdrowie;)!

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Domowe pesto



Pierwszy raz miałam do czynienia z pesto (o dziwo!) w Niemczech kilkanaście lat. Zostałam zaproszona między zajęciami na uczelni przez koleżankę na obiad. W drodze do jej domu wskoczyłyśmy na zakupy do marketu, skąd wyniosła w siatce mały słoiczek z czymś zielonym.
Obiad przygotowany w kilkanaście minut zapadł mi w pamięć - pyszny makaron z brokułami podany z pesto. 
Po powrocie do kraju dla biednej studentki, a późnej absolwentki uniwersytetu, pesto dostępne wówczas tylko w sklepie z luksusowymi dobrami miało zawrotną cenę, więc w zasadzie nie gościło na stole. Kiedy poznałam mojego męża, któregoś razu zechciał mi zrobić niespodziankę i przygotował pyszne kanapki z pesto - nie wiedział, że miałam okazję poznać smak tego włoskiego specjału ;) Okazało się, że oboje lubimy ten przysmak. :)

Po latach, ku naszej uciesze, pesto stało się popularne u nas w kraju, a co za tym idzie staniało :) również bazylia w pęczkach nie jest już rarytasem i można ją w sezonie bez problemu zakupić. Oczywiście ten, kto ma ogród może ją sobie sam wyhodować. 
W oryginalnym włoskim pesto są orzeszki piniowe... jak dla mnie trochę za drogie, by używać je na co dzień, więc po lekturach różnych przepisów i porad, zastępuję je czym popadnie, zazwyczaj ziarnami słonecznika, ale z migdałami jest niczego sobie (delikatniejsze w smaku).

Zachęcam Was do przygotowania pesto samemu - nie jest ono wymagające, a zapewniam Was, że smakuje o niebo lepiej niż zwykłe dostępne w sklepie (chyba, że kupicie oryginalne włoskie z wyższej półki ;). Pesto przygotowane w domu jest delikatnie kremowe, bardziej aromatyczne i to od Was zależy, jaki ostatecznie przybierze smak .

No dobrze, czas na konkrety.

Składniki:
2 pęczki bazylii
1 ząbek czosnku (możecie dać więcej, jeśli wolicie bardziej ostry smak, ponieważ chcę, by pesto jadły moje dzieci daję tylko jeden ząbek, dzięki czemu ma ono bardziej łagodny smak)
sery - daję zazwyczaj mniej niż pół kostki twarogu i jakiś ser żółty (ok. 1/3 kostki i najlepiej jeśli będzie to grana padano lub pecorino, ale zazwyczaj jest to zwykły ser żółty typu gouda lub długo dojrzewający typu oleander)
oliwa - ile blender zabierze, ale co najmniej 1/2 szklanki
pół szklanki ziaren słonecznika wcześniej podprażonych (mogą być migdały, orzechy włoskie itp.)
odrobina soli, pieprzu świeżo zmielonego

Wykonanie:

Wszystkie składniki razem miksuję na jednolitą masę. Pod koniec blendowania możecie dodać ziarna i zmielić masę tylko przez chwilę, tak by były wyczuwalne ich kawałki.

Przechowuję w pudełku lub słoiku. Jeśli nie zamierzacie szybko spożytkować pesto, polejcie go z wierzchu warstwą oliwy, wówczas pesto będzie mogło dłużej zachować świeżość.
Dla zaostrzenia smaku, możecie dodać sok z cytryny.

Pesto podaję na grzankach, pysznej świeżej bagietce lub po prostu do makaronu w ramach szybkiego obiadu, albo w jakikolwiek inny sposób na jaki mamy ochotę ;)

Buon apettito!








sobota, 7 czerwca 2014

Asertywności odczuwam brak...

Dochodzę do wniosku, że co jak co, ale być asertywną nie umiem. 
Nie przychodzi mi łatwo powiedzenie słowa nie, a dowodem są na to zakupy na straganach w ostatnich dniach. Bodajże nie tak dawno, jak we wtorek, kupowałam na straganie u starszego pana zioła. Co roku w sezonie stoi na moim ryneczku z samymi ziołami - sprzedaje je nie tylko w doniczkach, ale również w pęczkach. Pan nie należy do osób uprzejmych, ale ma szeroki wybór ziół, a to trzeba docenić ;) Jak co roku uległam i kupiłam zazwyczaj więcej niż zamierzałam. Tym razem planowałam kupić jeden pęczek bazylii... wróciłam do domu z dwoma oraz z pęczkiem kolendry i bazylią w doniczce... hmmm... pocieszam się tylko, że wyszło mi dobre pesto (przepis na pesto).
Mąż docenił i za jego namową muszę ruszyć na łowy po następne pęczki, by zrobić zapas domowego pesto. Zastanawiam się tylko w jakiej formie je przechować? Czy pasteryzacja jest dobrym pomysłem? Muszę sprawdzić.

Dziś natomiast kupując włoszczyznę na zupę i pomidory, już nasze krajowe... co prawda jeszcze nie gruntowe (należą do moich ulubionych, ale na nie trzeba jeszcze trochę poczekać)... wróciłam do domu z truskawkami, w sam raz dobrymi na dżem. Pachniały tak niesamowicie ciepło i słodko, roztaczając wokół aromat słońca, że nie mogłam się oprzeć. Do tego starszy pan był tak przekonujący. Kupiłam więc... Co prawda nie planowałam póki co robić zbyt wielu przetworów - nie bardzo mam czas, a do tego w nadchodzących miesiącach czeka nas przeprowadzka do naszego własnego M... więc zastanawiałam się, czy w tym roku w ogóle tematu nie odpuścić. Odpowiedź już mam - truskawki już umyte, gotują się w garnku, bo nierozważna bym była, gdyby się zmarnowały, a więc do roboty... bo dżem czeka! A w domu roznosi się już słodka woń truskawek skąpanych słońcem. 

Co do asertywności - cóż, przyjdzie mi pewnie z czasem kiedyś trochę nad nią popracować.. kto wie, może się uda? ;)