poniedziałek, 25 listopada 2013

Refleksyjnie o sobocie, torcie i chlebie...

Sobota minęła szybko i właśnie znalazłam chwilę, by usiąść w spokoju i mieć kilka minut dla siebie... byłabym niesprawiedliwa, bo wczorajszy dzień był pierwszym, od urodzin najmłodszej córki, który spędziłam w większości czasu sama:)
Zgadza się, matki czasem potrzebują wolnego, zatem "Marysia wzięła wychodne" i z rana wybrała się do dentysty... Sam na sam z fotelem dentystycznym;), ale wieczorem było za to spotkanie w babskim gronie :)
Z racji zbliżających się urodzin taty i męża, już w piątek upiekłam z najstarszą córką tort czekoladowy, który skończyłyśmy wczoraj w biegu (tzn. w przerwie pomiędzy jednym wyjściem, a drugim). Zatem był tort ze świeczkami i prezent wcześniej kupiony i laurka, a do tego kawałka tortu, kawa. Muszę jednak przyznać, że w zeszłym roku wyszedł smaczniejszy, choć ten też niczego sobie;) tylko te kalorie... jednak czego można się spodziewać, gdy głównymi składnikami są: masło, mascarpone i czekolada ;)...
 
[wracam do pisania po dniu przerwy]
 
Dziś jest piękny słoneczny dzień, choć mroźny. Wczoraj nie zdołałam skończyć pisać. Wieczorna kąpiel, usypianie dziewczynek, wreszcie pogaduszki z mężem :)
 
Zatem wracam myślami do weekendu. Z racji gonionej soboty, niedziela przebiegła spokojnie. Tradycyjnie z pizzą w wykonaniu małżonka - hmmm... Pysznie. I tradycyjnie z pieczonym niedzielnie chlebem na zakwasie. Tym razem wyszedł bardziej kwaśny niż zazwyczaj. Pewnie dlatego, że zakwas wyjątkowo dobrze pracował. Po tych kilku już latach odkąd piekę chleb, jest dla mnie niesamowite jak z wody i mąki przy odpowiedniej temperaturze, powstaje chleb... podstawa naszego jedzenia... wręcz niezbędny do życia. Ciekawe, że za każdym razem wychodzi inaczej... W zależności od temperatury, wody, pory dnia, pory roku... Tyle rzeczy może wpłynąć na ostateczny wynik... Najważniejsze, by urósł i się upiekł i był smaczny :) cieszę się, gdy najstarsza córka, chodzi za mną z pytaniem: "kiedy upieczesz chleb?" :) i lubię zapach przygotowywanego chleba, najpierw zaczynu, a następnie już upieczonych bochenków... kojący, wypełniający dom ciepłem.

Czas kończyć pisać. Jestem już po obowiązkowym porannym spacerze do przychodni... Powoli przychodzi czas na kawę, a do niej kawałek tortu czekoladowego:) póki co delektuję się chwilą ciszy... Potem znów będę biegać...dziś moja kolej, by odebrać córkę z przedszkola...
Za oknem piękne słońce...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz