piątek, 30 maja 2014

W ciszy...

Dziś na fali przemyśleń w ciszy, wrzucam, bo mnie naszło ...

"Litania"

Gdybym zasnęła
to nie budź mnie,
pozwól mi śnić... o Tobie
a księżyc
będzie moim stróżem - aniołem
otuli mnie, ukołysze.
A gdy się zbudzę,
otworzę oczy
to usiądź przy mnie 
z białą różą
z lekkim uśmiechem w kąciku Twoich ust
takim, jakim lubię
i chwyć mnie za rękę

Powędrujemy razem.

wtorek, 27 maja 2014

Wspomnienie z góry Sant' Anna

Część z Was zapewne wie, że niedawno mieliśmy okazję spędzić trochę czasu w Tatrach. Pobyt ten przypomniał mi naszą podróż do Włoch sprzed kilku lat, gdy mogliśmy z naszą trzyletnią wówczas córką pozwiedzać stacjonarnie Alpy w Piemoncie. Piszę stacjonarnie, bo po górskich szlakach nie pochodziliśmy - kto ma dzieci, ten zdaje sobie sprawę, iż trzylatek raczej do piechurów nie należy;), ale mimo to zobaczyliśmy ciekawe miejsca :)

Nasuwa mi się wspomnienie z góry Sant'Anna z położonym najwyżej w Europie Santuario di Sant’Anna di Vinadio - na wysokości 2035 m (czyt. więcej). Sanktuarium zasypane śniegiem jest zamknięte przez sześć miesięcy przed światem.
Trochę niepocieszona jestem, że niewiele informacji znalazłam na jej temat w necie. Obiecałam sobie, że następnym razem jak będę zwiedzać piękne i ciekawe miejsca - od razu postaram się je nie tylko fotografować, ale i opisywać, bo pamięć bywa niestety ulotna.

To, co mi się wówczas wydało piękne i mnie zadziwiło, to przełom późna wiosna / wczesne lato w Alpach, które na początku wydały mi się surowymi skalistymi górami, ale im wyżej mieliśmy okazję wdrapywać się naszym samochodem (wszak z maluchem mogliśmy zapomnieć o pieszej wyprawie) w tym w większy zachwyt wpadałam... i to nie z powodu pięknych widoków roztaczających się z wysokości około 2000 m (oczywiście robi to olbrzymie wrażenie!), oraz nie z powodu ciągnących się za nami wąskich serpentyn, po których wspinaliśmy się wyżej i wyżej... ale to co wprawiło mnie w pewne osłupienie, to bujna roślinność i bogactwo kwitnących na skałach kwiatów.
Po drodze mijaliśmy stada pasących się owiec i krów dzwoniących charakterystycznymi dzwoneczkami, których broniły zaciekle przed obcymi zazdrosne byki. Dobrze, że zamknięte w zagrodzie. Dodam tylko, że trasa na górę św. Anny polecana jest również dla miłośników rowerów, którzy raz po raz na stromym podjeździe wyprzedzali (tu mamy nieco rozbieżne zdanie z moim mężem ;) nas po drodze - żylaści i niezwykle umięśnieni zdobywcy szczytów ;)


A na samej górze św. Anny położone jest nie tylko schronisko i sanktuarium, ale też pomnik z lanego betonu, do którego przymocowano różne pozostałości po wybuchach bomb z II wojny światowej w tej okolicy - mający upamiętnić nieszczęście jakie wojna wywołała... Wśród skał natomiast zrobione są surowe stacje drogi krzyżowej... same krzyże i kamienie... zero kościelnego przepychu i splendoru. 

Pospacerowaliśmy wśród kwitnących skał, wdychając niesamowicie czyste i rozrzedzone już nieco powietrze, wypiliśmy prawdziwe włoskie espresso (wszędzie we Włoszech jednakowo dobre - nie mówię o miejscach słynących z turystów,ale o takich gdzie wpadają miejscowi w porze przed i po sjeście, by łyknąć trochę czarnego napoju ;) i spoglądając na otaczające nas widoki, delektowaliśmy się ciszą i spokojem, marząc, by kiedyś tu wrócić. Bo surowość tego miejsca, sprawiła, że wydawało nam się, że jesteśmy bliżej Boga... mając wokół siebie ogrom Boskiego stworzenia, napawaliśmy się nim i kontemplowaliśmy jego piękno.

Strasznie żałowaliśmy, że nie możemy powędrować jeszcze trochę i jeszcze wyżej! 




















































































poniedziałek, 19 maja 2014

Niedziela z bułkami

Dziś chyba po raz drugi w życiu upiekłam bułki. Udały się:) Korzystając ze spokojnej niedzieli w domu i długiego snu najmłodszej pociechy oraz skończonej w porę pracy, mogłam trochę popróbować sił w kuchni. Historię z pieczeniem chleba, jak już  niektórzy wiedzą z Was, zaczęłam już dobre kilka lat, natomiast co do bułek jakoś nie wychodziło - a to dlatego, że od zawsze bułki kojarzą mi się z czymś, co podaje się na smaczne śniadanie... a jakoś tak wstać specjalnie tylko po to, by zarobić ciasto dość wcześnie, by zdąrzyć ze śniadaniem, nigdy nie chciało mi się. Ostatnio przeglądając moje ulubione blogi natknęłam się na przepis na kajzerki i postanowiłam go wypróbować. Nie wyszło mi co prawda wywijanie ciasta, ale bułki wg tego przepisu polecam. Są chrupiące, konkretne i smaczne. Może czas zacząć jeść świeże bułki na kolację? ;)


Tradycyjnie już korzystając z nagrzanego piekarnika, upiekłam jeszcze małe co nieco - tym razem zbożowe ciasteczka, które niezależnie od tego co się do środka wrzuci, to za każdym razem się udają - cóż, że smakują trochę inaczej;) Ważne, że są chrupiące i pyszne.

Póki co, pogoda za oknem dopisuje, więc czas wybrać się na mały spacer :)