czwartek, 17 kwietnia 2014

A może by tak kuchnia fusion z falafelem na Wielkanoc? ;)




Jakiś czas temu zgodnie z tym, co pisałam w poście o hummusie, skusiłam się, by spróbować zrobić falafel czyli kotlet z ciecierzycy.

Moja przygoda z kotlecikami z ciecierzycy zaczęła się podczas kolacji, którą przygotował jeden ze współmieszkańców akademika, w którym mieszkałam podczas mojego pobytu w Niemczech. Obiecał, że jak zda egzamin, to przygotuje nam ekstra kolację i słowa dotrzymał. Ponieważ pochodził z Gazy, kolacja miała wymiar kuchni palestyńskiej, a daniem głównym były pyszne kotleciki. Szkoda, że nie wpadłam wówczas na pomysł, by poprosić o przepis. Nic to, w dobie internetu nie jest to straszne i można sobie jakoś poradzić. Podczas przygotowywania moich falafeli posiłkowałam się głównie przepisem zamieszczonym pod tym adresem: falafel.
Nie mogłam się doczekać kiedy sama zacznę je robić, więc przygotowałam falafele w blenderze, zamiast zmielić w maszynce do mielenia mięsa. I muszę przyznać, że nie było źle, choć momentami przeszkadzały mi nie do końca zmielone ziarna ciecierzycy. Postanowiłam więc, że czas na dorobienie się kolejnego sprzętu do kuchni, mimo tego, że do tej pory wydawała mi się owa machina zbędnym zakupem zajmującym niepotrzebnie miejsce w szafie. Zdanie zmieniłam ;)

Wyszła mi kuchnia fusion... bo kotleciki z ciecierzycy podałam na obiad z pieczonym w ziołach indykiem oraz surówką z kiszonej kapusty z dodatkiem jabłka i marchewki, do której dodałam odrobinę oliwy i żadnych przypraw. Dość często daję do dań tylko niezbędne przyprawy, albo w ogóle rezygnuję z nich, dzięki czemu mogę w pełni rozkoszować się smakiem danej potrawy - zwłaszcza ma to zastosowanie w przypadku owoców i warzyw.

Zbliżają się ważne dla nas Święta Wielkiejnocy. Co prawda niespodziewanie dostałam sporo pracy do wykonania w domu, więc pewnie już nie usiądę do bloga, by popisać trochę, tak jak planowałam. Pewnie, też nie będę mogła oddać się rozkoszom pichcenia, ale co tam... innym razem. Przed świętami wybiorę się do sklepu po kolejny zapas ciecierzycy, gdyby nagle naszła mnie ochota na hummus lub falafel.... albo jedno i drugie ;) Bo w wyrwanej chwili wolnej,  siedzę i myślę, co na te Święta przyrządzić :) A, że nie lubię kolejek w sklepach przed Świętami, czas by zakupy już poczynić. Lub przynajmniej przygotować dokładną listę, gdyby okazało się, że sama wybrać się do sklepu nie będę mogła. 

Pytanie tylko, czy przedrę się przez tłumy w dni targowe, do pana u którego kupuję wyborną kapustę kiszoną. Jest to o tyle trudne, że muszę ciągnąć ze sobą wózek z małą.
A swoją drogą, czy Wy też macie swoje ulubione miejsca z kiszonkami? Kapusta kiszona kojarzy się z malutkim sklepikiem warzywnym w moim rodzinnym miasteczku, w którym trzymano kapustę w wielkiej beczce, a jej zapach rozchodził się w całym sklepie. Lub podróżą przez las w późniejszych latach, gdzie mieszkali rolnicy przygotowujący najpyszniejszą kiszoną kapustę, którą u nich kupowała mama. W miejscowości rodzinnej mojego męża, gdzie krótko mieszkaliśmy, mieliśmy też swój ulubiony sklep z owym dobrem narodowym;) a teraz na ryneczku jest pan, u którego ją kupuję... tylko trzeba swoje odstać;)

A wracając do głównego tematu... czyli Wielkiejnocy. Przy tej okazji pragnę złożyć Wam wszystkim, Oddanym Czytelnikom mojego bloga, życzenia spokojnych i błogosławionych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Chwała Panu za Jego zwycięstwo i wielką miłość ku nam... Alleluja!






wtorek, 8 kwietnia 2014

Koktajl kokosowo-pomarańczowy z bananem

Kilka lat temu, gdy zakupiliśmy blender, zachwyciliśmy się przygotowywaniem koktajli, które towarzyszyły nam niemal każdego dnia podczas śniadania lub obiadu.
Obecnie zdecydowanie za rzadko korzystamy z tej opcji, zapominając o tym, że koktajle są pyszne, zdrowe i smakują naszym pociechom oraz nam. A wszystko przez to, że zwycięża leniwa natura człowieka, który chętnie zaległby chociaż z książką nic nie robiąc ;) Wszak wystarczy tylko obrać owoce, wrzucić do blendera, dodać jakiś płyn i gotowe! Śmiało można pić koktajl :)
Zasmakował mi ostatnio koktajl zrobiony na bazie mleka kokosowego (w osobnym poście podaję przepis  na mleko kokosowe) z bananem i sokiem z pomarańczy. Zestaw banan plus kokos jest jednym z moich ulubionych smaków, a pomarańcza przydaje mu pikanterii;) Nie będę rozpisywać się przy tym o walorach zdrowotnych tych składników. Zachęcam Was do wypróbowania! 

Składniki:
1,5 szklanki mleka kokosowego
Sok z jednej dużej pomarańczy
1 banan

Wykonanie:
Wszystko razem miksuję w blenderze i piję na zdrowie :) 

Ps. czy wiedzieliście, że sok z wnętrza kokosa ma skład podobny do osocza ludzkiego, dlatego podczas II wojny światowej był wykorzystywany podczas transfuzji krwi? (czyt. więcej na planetazdrowia).

środa, 2 kwietnia 2014

Kakaowa granola owsiano-żytnia

Jakiś czas temu obiecałam Wam mój przepis na granolę. Wreszcie postanowiłam go zamieścić, tym bardziej, że w miniony weekend podczas przygotowywania granoli, postarałam się wszystko po kolei wymierzyć, zważyć i spisać proporcje. Ale miałam przy tym zabawę, ja lubiąca improwizować, nagle musiałam trzymać się jakiejś ścieżki i zasad ;)... wiem, czasem trzeba. W każdym razie, pragnę zauważyć, że taka domowa granola, to naprawdę nic trudnego. A do tego za każdym razem wychodzi inaczej, bo nie trzeba dodawać ciągle tych samych składników, tylko w zależności od potrzeby, zachcianki i możliwości oraz zawartości szafek, czy też półek sklepowych, można pomieszać ze sobą najróżniejsze składniki. Grunt by były to ziarna, płatki, jakiś zdrowy tłuszcz i słodzik... i pyszna domowa granola gotowa. A dziś podaję Wam przepis na moją granolę kakaową słodzoną miodem i karobem.

Składniki:
2 szklanki górskich płatków owsianych
0,5 szklanki błyskawicznych płatków owsianych
1 szklanka płatków żytnich
1 szklanka wiórków kokosowych
2 garści ziaren siemienia lnianego
1 garść ziaren sezamu
4 łyżki mielonego siemienia lnianego
0,5 szklanki pestek dyni
1 szklanka pestek słonecznika
3 łyżeczki kakao
2 łyżeczki karobu w proszku

2 łyżki miodu wielokwiatowego
2 łyżki oleju
0,5 szklanki soku jabłkowego (ew. może być woda z cytryną lub mleko kokosowe)

szklanka bakalii: rodzynki, żurawina, morele, płatki migdałowe


Wykonanie:
Do dużej miski wrzucam wszystkie suche płatki i ziarna, i mieszam je ze sobą. W kubku natomiast mieszam składniki płynne, które następnie wylewam do miski i łączę je z suchymi. Powstała mieszanka powinna być dość wilgotna, ale trzeba uważać, by nie była zbyt mokra (wówczas trzeba będzie dłużej granolę potrzymać w piekarniku). Gdyby wyszła zbyt sucha, można zawsze dodać jakiś płynny składnik wedle własnego wyboru.
Powstałą mieszankę przekładam na wyłożoną pergaminem blachę i opiekam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni jakieś 20 minut. Trzeba przemieszać ją co jakiś czas, by się nie przypaliła.

Gdy masa się zezłoci wyjmuję ją i dodaję do niej pozostałe bakalie (wyczytałam kiedyś, że lepiej jest dodać je na końcu, wtedy unika się ich przypalenia, sprawdziłam i rzeczywiście dla mnie taki sposób jest lepszy).

Granolę zjadamy zazwyczaj z jogurtem, czasem dodając świeże owoce. 



 ps. Wreszcie wykorzystałam ozdobione na naszym zborowym Śniadaniu dla Kobiet słoiki ;)